Lutnia zafundowała mi wyjątkowe sylwestrowe emocje.
Rano - z własnej głupoty- zostawiłam jej na moment pysk niezabezpieczony "abażurem" . I natychmiast wykorzystała to, by rozwalić trzy szwy na świeżutkiej ranie. Brzegi fatalnie się rozeszły, krew... :jeez:
W biedzie to szczęście, że miasto jak wyludnione, trasę do Wydziału Weterynarii, normalnie trzy kwadranse, pokonałam w 20 minut.
I była na dyżurze młodziutka pani wet, asystująca wczoraj przy operacji. Skracając, zacerowała Lucię z powrotem - i to za Bóg zapłać.
Poproszę o kilka dni nudy... Tak dla odmiany.