Do Szwajcarii do przedostaliśmy się koło jeziora Lemańskiego; niespecjalnie czuć atmosferę paniki z powodu "zarazy".
W dole Montreux
A następnie przez przełęcz Forclaz do Francji
Odwiedzamy znajome kąty w Sabaudii. Megeve
Łaciatych na zdjęciach mało, bo trudno mi je trzymać jedna ręką, fotografować drugą, a jeszcze upozować towarzystwo - niemożliwość. Ale...już się nie raz zastanawiałam, czy nie napisać kiedyś przewodnika "nie zostawiaj psa jadąc na wakacje"
Spróbuję się jakoś poprawić.
Tymczasem zostawiliśmy Alpy i 1 września zjechaliśmy przez Masyw Centralny do Okcytanii. Tchnienie Południa zwiastują drogi obsadzone platanami:
Z racji profesji mojej brzydszej połowy nie mogliśmy wybrać krótszej drogi, omijającej słynny wiadukt w Millau nad doliną rzeki Tarn. Ma on niecałe 2,5 km długości, ale wisi ponad 340 m nad dnem doliny, co podobno czyni go najwyższym mostem świata.
Widoki na wulkaniczną okolicę
Późnym wieczorem dotarliśmy pod Narbonne, gdzie czekał nas nocleg w takim uroczym "gite" pośród winnic:
Odjechaliśmy sporo na zachód - słonce wschodzi dużo później, przed siódmą - ale co za widoki na bezmiar winorośli!
Troszkę później
A przed południem drugiego - Narbonne. Główną osobliwością miasta jest potężna, romańsko-gotycka katedra, której budowa nigdy nie została skończona. Podobno ze względu na wyczerpanie się złoża kamienia, albo, jak mówią inni, kasy u inwestora.
W każdym razie - wygląda jak dekoracje z planu "Drużyny pierścienia".
Mały wirydarz z różanką
I wykończona część - średniowieczne witraże
Wspaniałe organy w barokowej szafie
Tuż obok - merostwo w ratuszu
I uchodząca opodal do morza rzeka Aude z ukwieconymi bulwarami
Merostwo
Mnie, jak zwykle, przyciągają kwiaty
St. Gervase, miasteczko, nad którym wynajęliśmy mieszkanko.
Kościół świętych Gerwazegoi Protazego
Producentki francuskich serów:
I widoki z balkonu - wprost na Mt Blanc