Listopad 2011, Mikołaj dzwoni do mnie do pracy, że kot siedzi pod kaloryferem i dziwnie się zachowuje. Starzy forumowicze może jeszcze pamiętają, że oprócz Kapsla mieliśmy też kotkę Pepsi. Pepsi ma prawie 11 lat i nigdy nie chorowała. Wizyta u weta i diagnoza, której pewnie nikt nie chciałby usłyszeć – niewydolność nerek. Mija kilka dni i pomimo usilnych prób ratowania niestety muszę podjąć jedną z najcięższych decyzji w moim życiu….
Teraz.
Aniu Łatko, Aniu Bono, dziękujemy za kciuki, przydały się , operacja Candy udała się i wszystko ładnie się zagoiło.
I na tym dobre wiadomości się kończą. Mija kilka dni a ona nadal nie chce jeść, myślę ok, jest po poważnym zabiegu i musi dojść do siebie, mija półtora tygodnia wyniki posiewu wyciętego woreczka i biopsji z guzka na boku w porządku, antybiotyk odstawiony a ona nadal odmawia jedzenia. Proszę o kontrolne badanie krwi, mocznik 174, kreatynina która zawsze była w normie 2,2. Decyzja – nawadniamy dożylnie przez kolejnych 5 dni od 2,5 do 3 godzin. Szóstego dnia badanie krwi, mocznik stoi w miejscu 171 a kreatynina wzrasta do 2,5. Weekend, w szpitalu Sajgon, żaden lekarz nie ma chwili, żeby ze mną porozmawiać. Wpadam w histerię, grzebię w necie, znajduję najlepszego moim zdaniem nefrologa w W-wie, w poniedziałek rano dzwonię i słyszę, że najbliższy termin jest na drugą połowę kwietnia… Prawie ryczę do słuchawki i uprzejma pani w rejestracji zapisuje mnie do innego lekarza w tej samej lecznicy na następny dzień. Bardzo miła, dokładna pani doktor wszystko mi wyjaśnia a przede wszystkim uspokaja, że nie jest tak strasznie źle, jak mi się wydawało. Robimy badania i dostajemy leki na najbliższe dwa tygodnie. Umawiam też Candy na wizytę u dietetyka, który ma nam ustawić dietę dla diabetyka chorego na nerki, najbliższy termin 28 czerwca. Wieczorem mamy wizytę u naszej diabetolog, przez to jedzenienie-niejadzenie strasznie skacze cukier. Jednego dnia potrafi spaść z ponad 600 do 50 (przy gorszych pomiarach mam 3 razy w nocy ustawiony budzik i słoik miodu przy łóżku, moja mama mówi że przez psy w końcu z pracy mnie wyrzucą). Pani doktor modyfikuje nam dawkowanie insuliny i prosi o przypomnienie ile czasu z cukrzycą się zmagamy. Mówię, że od początku czyli 7,5 roku a ona na to, że poprzedniego dnia czytała statystki i po zdiagnozowaniu choroby takie psy żyją średnio 3 lata.
A to nasz sąsiad, który podnosi dziewczynom ciśnienie
Wczoraj minął tydzień od wizyty u obu lekarzy. Mokrej karmy nadal nie chce jeść, zainteresowała się suchą i zjadła, UWAGA ok. 10% porcji przypadającej na posiłek… Zaczynam się powoli oswajać z myślą, że do końca Jej życia będę ją karmiła wpychając jedzenie do gardła. Wiem jak to brzmi ale nie mam wyjścia, gdybym tego nie robiła pewnie już dawno odeszłaby z głodu. Od listopada schudła już kilogram.
A teraz Pestka.
Jakby mało było problemów z Candy, Pesia nabawiła się bardzo dużej bolesności odcinka szyjnego kręgosłupa. Niedziela i znów lądujemy w szpitalu. Lekarz dyżurna informuje, że powinien obejrzeć ją neurolog ale wolne terminy są dopiero na marzec a ona nie może tak długo czekać bo nie widomo co się z tą szyją dzieje i może nawet dostać czterokończynowego porażenia. Jedyna szansa, żeby zrobić to szybciej to zostawić ją na 24 godziny na oddziale szpitalnym. Odmawiam, znam swojego psa i wiem co to dla niej będzie znaczyło – klatka, obce miejsce, obcy ludzie. Zdejmuję ją ze stołu a ona piszczy tak głośno, że pewnie przed budynkiem było ją słychać. No i nie miałam wyjścia, zostawiłam ją. A teraz w kuchni na blacie mam nie jedną a dwie apteki. Żeby nie było, że tylko narzekam – są plusy całej tej sytuacji, mieszczę się w ciuchy w których chodziłam 10 lat temu.
Nesca, to prawie centrum kraju, teren Gostynińsko - Włocławskiego Parku Krajobrazowego
Aniu Rock_Star, a jak Reksio?